11 czerwca 2025 r. Polska Grupa Raka Płuca zorganizowała śniadanie prasowe pt.Kompleksowa ścieżka pacjenta z rakiem płuca. Wdrażamy Lung Cancer Units”, podczas którego eksperci przedstawili status prac nad wdrożeniem kompleksowej opieki onkologicznej nad świadczeniobiorcą z nowotworem płuca oraz innymi nowotworami klatki piersiowej.

Poniżej relacja:

– To moment przełomowy. Przez ponad dwie dekady powtarzaliśmy, że Polska potrzebuje nowoczesnego, kompleksowego modelu opieki nad pacjentem z rakiem płuca. Teraz jesteśmy o krok od jego realizacji – podkreślił prof. Rodryg Ramlau, prezes Polskiej Grupy Raka Płuca (PGRP). Lung Cancer Units (LCU) są jednym kluczowych elementów wspierających osiągnięcie założeń Misji Rak Płuca 2024 – 2034 – obniżenia umieralności z powodu raka płuca z 24% do ok. 15% oraz zwiększenia odsetka przeżyć 5-letnich z 14% do min. 20% (dla całej populacji chorych z rakiem płuca) w ciągu najbliższych 10 lat. Obecnie trwają ostatnie uzgodnienia w resorcie zdrowia przed ich implementacją.

– Rak płuca to wyzwanie epidemiologiczne numer jeden. Mamy wciąż dramatycznie niskie wskaźniki przeżyć, a śmiertelność jest praktycznie równa liczbie nowych zachorowań. W ostatnich dwóch dekadach zachorowalność wśród kobiet wzrosła o blisko 100 proc., a liczba zgonów z powodu raka płuca przewyższyła już te notowane dla raka piersi. Musimy to zmienić. A zmiana wymaga systemowego podejścia – w tym wdrożenia sieci ośrodków kompetencji LCU – zaznaczył prof. Rodryg Ramlau.

Koncepcja Lung Cancer Units, czyli wyspecjalizowanych ośrodków kompleksowej opieki nad pacjentami z nowotworami płuca i klatki piersiowej, dojrzewała przez blisko dekadę – zbyt długo, jak na skalę problemu. – Jestem optymistą, więc uważam, że wreszcie jesteśmy na etapie finalnym – powiedział prof. Maciej Krzakowski, Krajowy Konsultant w dziedzinie Onkologii Klinicznej.

Jak podkreślał, ostateczny kształt LCU – wraz ze szczegółowymi wymaganiami organizacyjnymi, kadrowymi i sprzętowymi – został przekazany do Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, która AOTMiT w połowie maja wydała pozytywną opinię, rekomendując nowy model opieki. Obecnie dokument znajduje się w Ministerstwie Zdrowia i – jak zapowiadają eksperci – nie powinno być już przeszkód, by zakończyć etap formalnych uzgodnień. – Ministerstwo zwróciło się o opinię do czterech konsultantów krajowych – z zakresu torakochirurgii, radioterapii onkologicznej, pneumonologii i onkologii klinicznej. Jesteśmy zgodni co do struktury organizacyjnej LCU, dlatego najbliższe spotkanie uzgodnieniowe powinno zamknąć ten etap – mówił prof. Krzakowski.

Model LCU przewiduje trzy warianty organizacyjne, dostosowane do możliwości konkretnych placówek. Pierwszy z nich zakłada obecność oddziałów chorób płuc i onkologii klinicznej w tej samej lokalizacji oraz współpracę z chirurgią klatki piersiowej. Drugi wariant to oddziały chorób płuc, onkologii klinicznej i chirurgii klatki piersiowej – wszystkie w jednej lokalizacji. Trzeci, dostosowany do realiów wielu ośrodków onkologicznych, zakłada obecność onkologii klinicznej i chirurgii na miejscu oraz zapewnienie dostępu do oddziału chorób płuc w innej jednostce. – W praktyce trudno znaleźć ośrodki, które oferują pełne spektrum świadczeń pod jednym dachem. Dlatego tak istotne jest dopuszczenie rozwiązań konsorcyjnych – czyli sieci placówek, które razem realizują wszystkie elementy opieki – wyjaśnił prof. Krzakowski.

Model LCU obejmuje leczenie chirurgiczne, systemowe i radioterapię, ale także pełną diagnostykę – obrazową, patomorfologiczną i molekularną – a także rehabilitację, opiekę nad pacjentem po leczeniu oraz poradnictwo przeciwnikotynowe. Równie istotne są elementy związane z jakością – nadzór nad realizacją procedur oraz ich zgodność z obowiązującymi wytycznymi klinicznymi. – Ten model pozwala wreszcie uporządkować bałagan, który dziś utrudnia sprawną i skuteczną opiekę nad pacjentem z rakiem płuca – podsumował prof. Krzakowski.

Choć eksperci przyznają, że zmiana jest możliwa, sytuacja w Polsce wciąż pozostaje daleka od satysfakcjonującej. O dostępie do leczenia operacyjnego – jedynej metodzie dającej szansę na całkowite wyleczenie – mówił prof. Tadeusz Orłowski, torakochirurg, wiceprezes Polskiej Grupy Raka Płuca. – Przez wiele lat oscylowaliśmy wokół wskaźnika resekcyjności na poziomie 13–16 procent. To oznacza, że tylko taki odsetek pacjentów był kwalifikowany do leczenia operacyjnego. Tymczasem w krajach takich jak Niemcy wskaźnik ten sięga 25 procent, a w niektórych stanach USA – nawet 30 procent.

Dopiero ostatni rok przyniósł zauważalną poprawę – średni ogólnopolski wskaźnik resekcyjności wzrósł do 21,2 proc. – To istotny postęp – w porównaniu z rokiem 2022 (16,3 proc.) czy 2021 (14,8 proc.) widać wyraźny wzrost. Można więc mówić o zmianie trendu, choć z pewnością nie o systemowej stabilizacji – podkreślił prof. Orłowski.

Największy postęp osiągnięto w województwie dolnośląskim, gdzie w ciągu jednego roku liczba operowanych pacjentów z rakiem płuca… podwoiła się. – To sytuacja bez precedensu. W regionie działa sześć ośrodków realizujących programy wczesnego wykrywania raka płuca z zastosowaniem NDTK i to właśnie one przyczyniły się do takiego wzrostu. Mówimy o populacji niecałych 3,5 miliona mieszkańców – a mimo to liczba operacji wzrosła dwukrotnie – dodał prof. Orłowski.

Polska zaczyna doganiać niektóre kraje zachodniej Europy, ale do roli lidera wciąż nam daleko. – Jeśli jednak utrzymamy ten kierunek zmian – mamy szansę znaleźć się w gronie państw z dobrze zorganizowanym systemem opieki nad chorymi na raka płuca. To wymaga dalszej koordynacji, inwestycji i pełnego wdrożenia modelu LCU – zaznaczył prof. Orłowski.

Z drugiej strony, jak podkreśliła prof. Renata Langfort, prezes polskiego Towarzystwa Patologów, nawet najlepszy model organizacyjny nie przyniesie oczekiwanych efektów, jeśli nie zapewnimy realnej ciągłości i jakości diagnostyki. – Tak, myślę, że ta kompleksowa diagnostyka jest podstawą, bo jednak – chociaż widzimy poprawę, czyli 20% pacjentów to pacjenci operacyjni – to jednak pozostaje cała grupa chorych, którzy zgłaszają się z zaawansowaną chorobą nowotworową. I tutaj jest rzeczywiście ogromny problem.

Diagnostyka obrazowa to dopiero początek. – Jeśli nie mamy dobrej patomorfologii i rzetelnych wyników badań molekularnych, nie jesteśmy w stanie prowadzić skutecznego leczenia. A dziś zdarza się, że pacjent trafia do ośrodka bez rozpoznania histopatologicznego lub z rozpoznaniem opartym na niepełnym materiale – mówiła prof. Langfort. – Jeszcze kilkanaście lat temu rozmaz cytologiczny był uznawany za wystarczający. Diagnoza była szybka, ale możliwości leczenia – praktycznie żadne. Dziś musimy wiedzieć, czy mamy do czynienia z rakiem gruczołowym czy płaskonabłonkowym, określić ekspresję białka PD-L1, zbadać obecność mutacji EGFR, rearanżacji ALK i wielu innych zaburzeń molekularnych. Wciąż jednak zdarza się, że pacjent otrzymuje wynik: ‘rak niedrobnokomórkowy, prawdopodobnie gruczołowy’ – i nic więcej. A to zdecydowanie za mało, by zaplanować leczenie – podkreśliła profesor.

Na ten aspekt zwrócił uwagę również prof. Maciej Krzakowski, przypominając, że miernikiem jakości patomorfologii jest m.in. odsetek przypadków oznaczonych jako NDRP-NOS – niedrobnokomórkowy rak płuca o nieokreślonym typie histologicznym. – Tego typu rozpoznań nie powinno być dziś więcej niż 10 proc. – przy obecnych możliwościach immunohistochemii i diagnostyki molekularnej. Jeśli w ośrodku jest ich więcej, oznacza to, że nie wykorzystuje on dostępnych narzędzi – zaznaczył.
Jak tłumaczyła prof. Langfort, problemem jest również brak finansowania. – Pełne badania predykcyjne – w tym oznaczenie ekspresji PD-L1 – są obecnie refundowane tylko w ośrodkach, które uzyskały akredytację w ramach zakończonego pilotażu. Pozostałe placówki nie mają możliwości rozliczania kosztów diagnostyki, więc po prostu jej nie wykonują. To trzeba pilnie zmienić. Bez systemowego wsparcia diagnostyki, mówienie o personalizacji leczenia pozostanie fikcją – dodała.

Szansą na poprawę jakości diagnostyki mają być właśnie LCU, które dzięki tworzeniu zintegrowanych konsorcjów będą mogły ustalić jasną, usystematyzowaną ścieżkę diagnostyczną – kto, gdzie i w jakim czasie wykonuje dane badania. – Dziś mamy wolną amerykankę. Materiał wędruje tygodniami między ośrodkami, a samo badanie NGS, czyli sekwencjonowanie nowej generacji, nie należy do szybkich. Do tego dochodzi problem jakości materiału – jego utrwalania, przechowywania, transportu. To wszystko wpływa na wynik – wskazała ekspertka. Tylko dobra organizacja i ścisła współpraca specjalistów – pulmonologów, chirurgów, onkologów, patomorfologów i biologów molekularnych – może zapewnić pacjentowi szybką i pełną diagnostykę. – W naszym instytucie mamy cotygodniowe konsylia. Jako patomorfolodzy dowiadujemy się na nich znacznie więcej niż z kartki ze skierowaniem. A tylko znając pełen kontekst kliniczny, możemy wydać rozpoznanie, które stanie się realną podstawą dalszego leczenia – mówiła prof. Langfort.

– Badania genetyczne są refundowane, w tym sekwencjonowanie NGS, małe panele, które umożliwiają wykrycie kilkunastu zmian molekularnych istotnych klinicznie. Problem w tym, że dostęp ten bywa jedynie teoretyczny – mówił prof. Paweł Krawczyk. Kierownik Pracowni Immunologii i Genetyki w Katedrze i Klinice Pneumonologii, Onkologii i Alergologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Wciąż jednak zbyt wiele ośrodków nie zleca badań molekularnych, nie przestrzega standardów lub wykonuje je z wielotygodniowym opóźnieniem. – W praktyce pacjent z podejrzeniem raka płuca przechodzi przez długą i rozproszoną ścieżkę diagnostyczną. Obieg bloczków i skierowań bywa tak nieczytelny, że wielu chorych nie trafia na czas do właściwego leczenia – albo w ogóle nie ma wykonanego badania genetycznego – zaznaczył.

Prof. Renata Langfort wskazała na potrzebę wprowadzenia tzw. jednoczasowego, warunkowego skierowania na badania molekularne. – Klinicysta, kierując na diagnostykę patomorfologiczną, powinien od razu wystawić drugie, „warunkowe” skierowanie na diagnostykę molekularną, którego patomorfolog mógłby użyć w przypadku potwierdzenia diagnozy onkologicznej (np. niedrobnokomórkowego raka płuca). To znacznie skróci cały proces, nawet o połowę – tłumaczyła.

Współczesna onkologia płuca opiera się na personalizacji terapii. – To znaczy, że decyzję o leczeniu podejmujemy na podstawie konkretnych cech biologicznych guza. Do tego potrzebne są zaawansowane badania molekularne – i to nie tylko w kierunku mutacji EGFR czy rearanżacji ALK, ale również ROS1, MET, RET, NTRK, BRAF czy KRAS. Takie badania powinny być wykonywane metodą NGS – mówił prof. Krawczyk. NGS (Next-Generation Sequencing) to technika umożliwiająca jednoczesne badanie wielu genów z jednej próbki. – Pozwala wykrywać mutacje, delecje, insercje i rearanżacje genowe – informacje kluczowe dla kwalifikacji do leczenia celowanego lub immunoterapii. Jeśli tego nie wykonamy, pacjent może nie dostać leczenia, które jest dla niego najlepsze. To nie jest opcja – to powinien być standard. I to standard bez opóźnień. O jakości diagnostyki decyduje również jakość materiału biologicznego. – Nie wystarczy wykonać biopsję. Trzeba ją dobrze zaplanować – wiedzieć, ile materiału potrzebujemy, jak go zabezpieczyć, jakie badania mają być wykonane. Tylko wtedy laboratorium będzie mogło wydać wiarygodny i kompletny wynik – dodał.

Zarówno prof. Krawczyk, jak i prof. Langfort wskazywali na konieczność wdrożenia standardów diagnostycznych i objęcia ośrodków wymogami akredytacyjnymi. – Bez tego nie zbudujemy spójnego, przewidywalnego systemu diagnostyki raka płuca – mówiła prof. Langfort. – A jeśli chcemy wdrażać Lung Cancer Units, to właśnie na tym fundamencie – dobrze zorganizowanej, kompleksowej, zintegrowanej diagnostyki – podsumował prof. Krawczyk.

Jak wskazywał prof. Dariusz M. Kowalski, sekretarz generalny Polskiej Grupy Raka płuca, problemem nie jest brak dostępu do skutecznych terapii – ale ich niewłaściwe wykorzystanie. – Mamy dostęp do bardzo wielu skutecznych cząsteczek – zarówno w ramach immunoterapii, jak i leczenia celowanego. Problem polega na tym, że pacjenci zbyt rzadko trafiają na terapię w odpowiednim czasie i w odpowiedniej sekwencji. Żeby zastosować nowoczesne leczenie, trzeba mieć wcześniej odpowiednie rozpoznanie molekularne – mówił. Profesor podkreślił również, że właściwa sekwencja terapeutyczna ma kluczowe znaczenie. – Każda z cząsteczek ma swoje miejsce. Jeśli je zastosujemy za późno, tracimy szansę na wydłużenie życia pacjenta. Leczenie celowane to nie jest loteria – to precyzyjny plan, który zaczyna się od dobrej diagnostyki.

Dodał, że nowoczesne leczenie wymaga wielodyscyplinarnych konsyliów, w ramach których decyzje terapeutyczne podejmuje zespół specjalistów. – Pacjent nie może być skazany na decyzję jednego lekarza – zwłaszcza w sytuacji, gdy leczenie obejmuje chirurgię, leczenie okołooperacyjne, radioterapię i dalsze leczenie systemowe – mówił.

Zwrócił również uwagę na znaczenie profilaktyki pierwotnej, przypominając, że poradnictwo antynikotynowe powinno być integralną częścią każdego Lung Cancer Unit. – Najtańszą i najskuteczniejszą metodą ograniczania zachorowalności na raka płuca pozostaje ograniczenie palenia tytoniu. Tymczasem nie mamy ogólnopolskiego programu walki z nikotynizmem, brakuje refundacji leków wspomagających rzucenie palenia, a poradnictwo antynikotynowe praktycznie nie istnieje. To powinno być standardowym elementem każdego LCU – stwierdził prof. Kowalski.

Wdrażanie Lung Cancer Units powinno przebiegać etapami, ale konsekwentnie i przy pełnym wsparciu Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia.

– Szanowni Państwo, myślę, że przekonaliśmy już wszystkich: powstanie LCU to nie kwestia prestiżu, ale konieczność. Przez ponad 10 lat zabiegaliśmy o model, który zintegrowałby opiekę, przyspieszył diagnostykę i poprawił wyniki leczenia. Dziś jesteśmy o krok od jego realizacji. To nie tylko szansa na systemową poprawę – to realna nadzieja dla tysięcy pacjentów, którzy zbyt długo czekali na opiekę na miarę XXI wieku – podsumował prof. Rodryg Ramlau.